"Zarzekała się żaba błota". Znacie to przysłowie? Na pewno. Oto ja, przysłowiowa żaba. A przysłowiowym błotem są rośliny. Zarzekałam się jeszcze do niedawna, że żadnych kwiatków u mnie w domu nie będzie, a jeśli kiedyś dorobię się kawałka ziemi, będzie tam tylko trawka, i ewentualnie szpaler iglaków, w celu odgrodzenia się od świata zewnętrznego. Wszystko to oczywiście w trosce o życie rzeczonych roślinek, po co męczyć biedne żywe organizmy, bo przecież podlewać je trzeba, nawozić, nie daj Boże wypielić... Nie dla mnie taka robota. Jednak "przyszła kryska na Matyska", i powoli dojrzewam do własnego bujnego ogrodu, zaczynając na małą skalę, czyli od (w miarę odpornych) roślin doniczkowych. Wrzosiec niestety nie przeżył mojej opieki, mimo moich najszczerszych chęci, poisencja również. Trudno się mówi, może inaczej będzie z bluszczem i azalią. Do tej pory żyją, i śmiem powiedzieć, że mają się zdrowo. Co do planów nasadzeń na przyszłościowym kawałku ziemi (za 2 tygodnie jedziemy podpisać akt notarialny!), to do trawki i iglaków (a może zamiast iglaków?), doszedł winobluszcz, pnąca róża (koniecznie na altance!), winogrono, borówki, poziomki, kilka drzewek owocowych i hortensja. Aż boję się, co będzie dalej.... Ale to przyszłość pokaże, w tej chwili cieszę oczy wyobraźni zielonymi obrazami. O robocie przy tym nie chcę myśleć... A tak w ramach wprawiania się, wysiałam rzeżuchę, bazylię i szczypiorek. Ale co z tego będzie, czas pokaże...
Kolejna rzecz, której zarzekałam się nigdy nie robić, to pieczenie chleba. No bo po co? Przecież piekarnia pod nosem, można w każdej właściwie chwili wyjść i kupić pieczywo. Po co sobie życie utrudniać? Ale i dla mnie przyszedł moment, gdy poczułam 'zew piekarza', wyhodowałam własny zakwas i zaczęłam wypiekać swój chleb. Nie jest doskonały (szczerze powiedziawszy pierwsze chlebki wychodziły mi lepsze, niż kolejne), ale warto trochę się potrudzić chociażby dla tego zapachu, który rozchodzi się po mieszkaniu, a który do tej pory znałam tylko, gdy zalatywał z pobliskiej piekarni.
Poza tym coraz bardziej podoba mi się siedzenie w kuchni i pichcenie na przemian z pieczeniem. To też takie moje przysłowiowe błotko - nie lubię (bo do tej pory jeszcze miewam napady kulinarnego nielubienia) gotować, o pieczeniu zapomnimy w ogóle. Ale jeśli ktoś widział poprzednie posty, wie, że to nielubienie zdarza się nieco rzadziej, niż do niedawna bywało. Wczoraj na przykład popełniłyśmy z Alą ciastka z kaszy manny (niestety nie pamiętam, gdzie ten przepis znalazłam). Wyszły przepyszne, i na pewno o wiele zdrowsze od kupnych, więc ja miałam radość, że małym kosztem kulinarnie się wyżyłam, Ala miała radochę z pomagania mi w tym wyżywaniu, a Adaś ma radochę z jedzenia.
Dlatego też obiecuję, że już nigdy nie powiem nigdy.
A Wy? Byłyście kiedyś takimi żabami?
.................................................................................
Czujecie już nadchodzące Święta? Bo ja tak, pomijając to, co się dzieje w sklepach, czy choćby w internetowych targach wyrobów ręcznych. Wszędzie tylko jajka, zajączki i kurki. Ale mi to absolutnie nie przeszkadza, co więcej, w tym roku, jak w żadnym poprzednim, dałam się porwać temu szaleństwu i też pilnie przygotowuję się do Wielkanocy. Wydmuszek uzbierałam już cały klosz, Ala niewątpliwie będzie miała radochę z malowania. Poza tym robię przedświąteczne zakupy, w postaci ptaszków, wydmuszek przepiórczych i innych takich. Z tej to okazji popełniłam świąteczne dzieło w postaci haftowanego krzyżykami jaja. I postanowiłam to jajo komuś oddać. Dlatego też... ogłaszam..
PRZEDŚWIĄTECZNE CANDY!!
Do wygrania:
1. haftowane jajo (jest spore, ma około 10 cm wysokości, nie licząc kokardy);
2. indywidualny projekt karty do drukowania przepisów, mniej więcej takiej, jak widać na zdjęciu powyżej (z przepisem na ciastka). Karta jest w formacie Worda, więc jest łatwa do edycji.
Zasady takie, jak zawsze:
- chętne osoby proszę o zostawienie komentarza pod tym postem oraz zamieszczenie odnośnika do mojego bloga na swoim blogu
- osoby nie posiadające bloga proszę o podanie swojego adresu mailowego.
- dodatkowo wylosuję 1 osobę, dla której również wykonam projekt karty z przepisami.
Losowanie zaplanowałam na
18 kwietnia, zostanie wtedy prawie tydzień do Świąt, aby jajo mogło dojść do zwycięzcy i bym miała czas na zaprojektowanie kart.
Powodzenia życzę! Mam nadzieję, że znajdą się jacyś chętni...
Pozdrawiam. Sylwia
PS. Przepraszam za jakość zdjęć, ale mój aparat odmówił współpracy i musiałam posiłkować się telefonem męża. Wybaczcie.
PS2. Musiałam przesunąć nieco termin losowania (z 21 na 18 kwietnia), bo w wyniku pomroczności jasnej pomyliłam datę Świąt. Gdyby został poprzedni termin, jajo mogłoby nie dojść na czas. Przepraszam.