

Kolejna rzecz, której zarzekałam się nigdy nie robić, to pieczenie chleba. No bo po co? Przecież piekarnia pod nosem, można w każdej właściwie chwili wyjść i kupić pieczywo. Po co sobie życie utrudniać? Ale i dla mnie przyszedł moment, gdy poczułam 'zew piekarza', wyhodowałam własny zakwas i zaczęłam wypiekać swój chleb. Nie jest doskonały (szczerze powiedziawszy pierwsze chlebki wychodziły mi lepsze, niż kolejne), ale warto trochę się potrudzić chociażby dla tego zapachu, który rozchodzi się po mieszkaniu, a który do tej pory znałam tylko, gdy zalatywał z pobliskiej piekarni.

Poza tym coraz bardziej podoba mi się siedzenie w kuchni i pichcenie na przemian z pieczeniem. To też takie moje przysłowiowe błotko - nie lubię (bo do tej pory jeszcze miewam napady kulinarnego nielubienia) gotować, o pieczeniu zapomnimy w ogóle. Ale jeśli ktoś widział poprzednie posty, wie, że to nielubienie zdarza się nieco rzadziej, niż do niedawna bywało. Wczoraj na przykład popełniłyśmy z Alą ciastka z kaszy manny (niestety nie pamiętam, gdzie ten przepis znalazłam). Wyszły przepyszne, i na pewno o wiele zdrowsze od kupnych, więc ja miałam radość, że małym kosztem kulinarnie się wyżyłam, Ala miała radochę z pomagania mi w tym wyżywaniu, a Adaś ma radochę z jedzenia.

Dlatego też obiecuję, że już nigdy nie powiem nigdy.
A Wy? Byłyście kiedyś takimi żabami?
.................................................................................
Czujecie już nadchodzące Święta? Bo ja tak, pomijając to, co się dzieje w sklepach, czy choćby w internetowych targach wyrobów ręcznych. Wszędzie tylko jajka, zajączki i kurki. Ale mi to absolutnie nie przeszkadza, co więcej, w tym roku, jak w żadnym poprzednim, dałam się porwać temu szaleństwu i też pilnie przygotowuję się do Wielkanocy. Wydmuszek uzbierałam już cały klosz, Ala niewątpliwie będzie miała radochę z malowania. Poza tym robię przedświąteczne zakupy, w postaci ptaszków, wydmuszek przepiórczych i innych takich. Z tej to okazji popełniłam świąteczne dzieło w postaci haftowanego krzyżykami jaja. I postanowiłam to jajo komuś oddać. Dlatego też... ogłaszam..
PRZEDŚWIĄTECZNE CANDY!!
Do wygrania:
1. haftowane jajo (jest spore, ma około 10 cm wysokości, nie licząc kokardy);
2. indywidualny projekt karty do drukowania przepisów, mniej więcej takiej, jak widać na zdjęciu powyżej (z przepisem na ciastka). Karta jest w formacie Worda, więc jest łatwa do edycji.



Zasady takie, jak zawsze:
- chętne osoby proszę o zostawienie komentarza pod tym postem oraz zamieszczenie odnośnika do mojego bloga na swoim blogu
- osoby nie posiadające bloga proszę o podanie swojego adresu mailowego.
- dodatkowo wylosuję 1 osobę, dla której również wykonam projekt karty z przepisami.
Losowanie zaplanowałam na 18 kwietnia, zostanie wtedy prawie tydzień do Świąt, aby jajo mogło dojść do zwycięzcy i bym miała czas na zaprojektowanie kart.
Powodzenia życzę! Mam nadzieję, że znajdą się jacyś chętni...
Pozdrawiam. Sylwia
PS. Przepraszam za jakość zdjęć, ale mój aparat odmówił współpracy i musiałam posiłkować się telefonem męża. Wybaczcie.
PS2. Musiałam przesunąć nieco termin losowania (z 21 na 18 kwietnia), bo w wyniku pomroczności jasnej pomyliłam datę Świąt. Gdyby został poprzedni termin, jajo mogłoby nie dojść na czas. Przepraszam.