W ramach promocji łódzkich zespołów: TheStylacja

Znajdź więcej wykonawców takich jak The Stylacja w Myspace Muzyka

poniedziałek, 21 lutego 2011

O planach i marzeniach.

Jak na kogoś, kto nie lubi siedzieć w kuchni, to bardzo u mnie ostatnio kulinarnie. Sama się sobie dziwię, dziwi się mój mąż i teściowa, moja Mama próbuje mnie wspierać (albo przynajmniej robić takie wrażenie), jednak najbardziej zadowolona jest moja córa, która ma zabawę, gdy może mi pomagać w moich zmaganiach z kulinarną materią. I tak oto popełniłyśmy niedawno muffinki czekoladowe. Czekolada czekoladę czekoladą poganiała, bo nie dość, że ciasto czekoladowe, polewa też, to jeszcze posypałyśmy to wszystko startą czekoladą. Pysznie! Co z resztą widać na załączonym obrazku.





Większego wyzwania podjęłam się jednak sama, gdy wszyscy udali się do swoich zajęć (mąż do pracy, Ala do przedszkola, Adaś w objęcia wróżki Przedpołudniowejdrzemki)... i popełniłam... uwaga UWAGA!! Chleb! Na razie nie na zakwasie, tylko na samych drożdżach, ale za to z cebulką. Paznokcie mam poobgryzane z nerwów, czy aby dobrze mi ciasto urośnie, a jak już urosło, kilka siwych włosów przybyło mi od zamartwiania się, czy aby mi z formy nie wyjdzie podczas pieczenia... Wszystko jednak pięknie się udało, mało z dumy nie pękłam, a mąż przyznał mi tytuł Prawdziwej Kury Domowej oraz nadał indiańskie imię Tańcząca z Chlebem. Z tego miejsca szczególne podziękowania ślę Iwonce, czyli Inkwizycji, która swoimi światłymi radami naprowadziła mnie na ścieżkę piekących swój własny chleb. Iwonko, bez Ciebie nigdy by mi się nie udało! Dziękuję! Teraz czas na większe wyzwanie, czyli na ZAKWAS! Mąkę już mam, mam nadzieję, że niebawem będę mogła pochwalić się kolejnym wypiekiem.






Odpoczywając nieco od kuchni, wybrałam się na giełdę staroci, gdzie (między innymi) upolowałam kryształową karafkę i kieliszki do nalewki (które pokażę, gdy będę chwalić się gotowymi już nalewkami). W końcu mam w czym pić swoje własne trunki. Przy okazji, odpowiadając na pytanie Qry Domowej o nalewkę cytrynową, podaję przepis:

Nalewka cytrynowa:

- 2 szklanki cukru
- 3 szklanki wody (zagotować)
- 7 cytryn dokładnie umyć gorącą wodą.
- sok z 3 cytryn.
- 4 obrać i pokroić w plasterki.
- można dodać skórkę z 1/2 cytryny.

Po wlaniu przegotowanej wody z cukrem, cytryną i włożeniu cytryny do (słoika) wymieszać. Odczekać i wlać spirytusu 1/2 litra. Po 3-4 dniach usunąć skórki z cytryny. Po 3-4 tygodniach przefiltrować i rozlać do butelek. Niech postoi tydzień i już można dodawać do herbaty.

.....................

Powiem Wam, że nie mogę ostatnio usiedzieć na miejscu. Wiosna chyba idzie szybkim krokiem, krew szybciej krąży mi w żyłach i nosi mnie niesamowicie. A przecież mróz za oknem ściska jeszcze, ale coś czuję, że to przedśmiertny uścisk Pani Zimy. Z tego noszenia wyszła rzecz dla mnie niesamowita. Każdy ma swoje Wielkie Marzenie. My też takie mamy. Jest nim posiadanie swojego własnego kawałka ziemi, najlepiej z domem, ewentualnie z domkiem letniskowym. I tak oto trafiliśmy na okazję kupna działki w Borach Tucholskich, co dałoby możliwość realizacji tej drugiej wersji (a w dalekiej przyszłości i pierwszej) naszego Wielkiego Marzenia! W sobotę jedziemy ją obejrzeć, chociaż oboje jesteśmy tak nastawieni na kupno, że nie wiem, co musielibyśmy tam zastać, żebyśmy zrezygnowali. Ah, w myślach już urządzam malutki drewniany domek, gdzie spędzalibyśmy lato, a później.... kto wie? Może wynieślibyśmy się tam na zawsze? Trzymajcie kciuki, żeby się udało, bo bardzo się już nastawiłam na to miejsce....

No tak. Miałam napisać o czymś jeszcze i zapomniałam o czym. Tak to jest, gdy jeden post pisze się przez trzy dni. Czy ma ktoś pożyczyć trochę wolnego czasu? Oddam na emeryturze!

Tymczasem pozdrawiam słonecznie!
Sylwia

PS. Już wiem, o czym zapomniałam napisać. Otóż niedawno nabyłam drogą kupna książkę pokazującą różne techniki haftu. Bo to niby się wie, co z czym i do czego, a później tzw. 'babole' wychodzą. Chciałam Wam pokazać jedynie, jakie cudowności w tej książce pokazują oraz co mi w głowie siedzi i do czego serce mi się rwie. Książka nosi tytuł 'Piękne hafty', napisała ją Via Laurie:





Ja widzicie, planów mam mnóstwo. Oby tylko na planach i marzeniach się nie skończyło...

sobota, 5 lutego 2011

Z potrzeby ciepła.

Nie znam osoby w swoim bliższym lub dalszym (a nawet wirtualnym) otoczeniu, która nie miałaby już dosyć zimy. Ja też psioczę już potężnie na tę Mroźną Panią, która za nic w świecie nie chce sobie iść. I w sumie cóż w tym dziwnego, skoro nawet połowy lutego jeszcze nie ma? Jednak w tym roku strasznie mi się ta zima dłuży, chciałabym już wiosnę, a nawet Wiosnę Pełną Gębą, pachnącą mokrą, żyzną glebą i kiełkującym życiem. Ach... co tu dużo mówić, każda z Was pewnie, mniej lub bardziej, też to czuje. Pragnę słońca, lżejszych ubrań, dłuższych dni, a przede wszystkim ciepła. Nienawidzę marznąć w śniegu, albo, co gorsza, w śniegu z deszczem. Ohyda. Dlatego też postanowiłam, wbrew temu, co się dzieje na dworze, łyknąć nieco słońca i poczuć miłe ciepełko. Pomyślmy... gdzie jest teraz ciepło i słonecznie? W jakimś południowym kraju pewnie.... A żeby daleko nie szukać, pomyślałam o Italii. Tej południowej. To chyba pod wpływem niedawnej wizyty rodziny z Włoch... A co najlepsze mają Włosi? Jedzenie, no pewnie! Nooo... wina jeszcze, ale skupmy się na jedzeniu. Alkohol będzie na deser. Tak więc upiekłam lazanię. Niejedna sobie pomyśli: straszne mi mecyje taka lazania... Ale przypominam, że ja zacięcia kulinarnego za grosz nie mam, o talencie nie wspomnę, więc dla mnie to wyczyn. Lazania wyszła całkiem niezła, do tego zaparzyłam sobie cappuccino o smaku szarlotki (polecam, moje ulubione ostatnio) i już było lepiej, cieplej na serduchu się zrobiło.


Niestety nie trwało to długo i znów musiałam poszukać czegoś, co humor by mi poprawiło. I tak to powstał zamysł nastawienia nalewek. Iście genialna myśl, bo przy samym robieniu już mi lepiej było. Na pierwszy ogień poszła nalewka z winogron w rumie. Prosto, łatwo i przyjemnie, a efekt podejrzewam niczego sobie. Jednak dopiero robienie drugiej wyzwoliło we mnie dawno nieużywane pokłady dobrego humoru. Aż się złociście i słonecznie w mojej kuchni zrobiło! Nalewka cytrynowa będzie gotowa dopiero za 4 tygodnie, ale sam widok cytryn, ten zapach.... mmmmm.... miodzio. Bo i zresztą nalewka z miodem jest. Tak więc, miłe Panie, równo za miesiąc zapraszam na degustację! Tymczasem smakuję resztki nalewki bożonarodzeniowej, i świeżo dokończoną nalewkę kokosową, która jednak, szczerze powiem, wyszła za mocna jak na mój gust (i chyba się, skubana, zważyła...), więc nie polecam jej w moim wykonaniu jakoś szczególnie.




No i wyszłam na alkoholiczkę. Ech.

Pozdrawiam. Sylwia.

PS. Chciałam się tylko jeszcze pochwalić, że moja wyszywanka na worek do kapci, zaczęta jakieś 100 lat temu, ma się ku końcowi. Co nie znaczy, że ten koniec nastąpi w tej dekadzie. Gdyby jednak tak się stało, niezwłocznie pochwalę się bardziej.